środa, 30 grudnia 2015

Kartka z pamiętnika

Hej, dziś nieco inna miniaturka. Przeczytałam książkę na temat II Wojny Światowej i jakoś mnie naszło. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Ps.opowiadanie pisane na szybko. Mogą występować liczne błędy...
*****
Kiedy byłam mała patrzyłam w gwazdy. Ludzie na filmach to robili, więc ja też chciałam jednak to było nudne. Nie rozumiałam tego. Później nie miałam na to czasu. Teraz jestem starsza. Znalazłam odpowiedź na pytanie " dlaczego ludzie patrzą w gwiazdy i co jest w nich takiego ciekawego?". Teraz wiem. Ludzie w gwiazdach szukają odpowiedzi na pyatnia. Starają się w nich znaleźć rozwiązanie. Wiem, że gwiazdy nie dadzą odpowiedzi. One jedynie słuchają. Taka jest prawda. W swoim życiu przeszłam wiele cierpień,  bólu, upokorzenia itp. Patrząc teraz na gwiazdy zadaje tylko jedno pytanie "dlaczego akurat ja?". Jest przecież tyle istot na świecie, a trafiło na mnie. To grzechy przodków? Możliwe, a może los chce bym była silna mimo, że z dnia na dzień coraz bardziej kusi żyletka schowana na dnie szafy? Jedna wielka niewiadoma. Ludzie krórych kochałam nieżyją. Mama, tata, brat. Gdybym wtedy się nie schowała może zginęła bym z nimi? Na zawsze byli byśmy razem...tak jak kiedyś. Jednak los tego nie chciał. To on kazał mi zakopać ich ciała. To on kazał mi żyć. Dom rodzinny zamieniłam na publiczny. Przez 3 lata jakoś to szło jednak to co dobre nigdy nie trwa wiecznie. Szczęście jak bańka mydlana pękła. Kolejny raz żołnierze nawiedzili mój dom. Tym razem nie schowałam się. Kiedy wieźli nas na pewną śmierć widziałam jak na wielu dziewczynach III Wojna Światowa odcisnęła piętno. Znów poczułam, że mam żyć. To on kazał mi wyskoczyc z wozu. Na szczęście los ocalił jeszcze jedną dziewczynę. Kolejna już tyle szczęścia nie miała. Jeden z żołnierzy zastrzelił ją. Jej martwe ciało runęło na ziemie. Zostałyśmy same. Biegłyśmy przed siebie. Nie wiem jak długo to trwało. Nawet nie wiem co się z nami działo. Zostałyśmy same - bez dachu nad głową, bez pieniędzy. Zaczełyśmy żebrać. Bywało tak, że nie jadłyśmy przez dwa dni. Tak bywało ciężko, ale jakoś było. Po kilku miesiącach życia w nędzy zabrali nas żołnierze. Byłyśmy zbyt słabe by walczyć. Dojechaliśmy na lotnisko. Tam posegregowali nas. Stare i brzydkie gdzieś pojechały. Reszcie dano kromke chleba i coś na zasadzie zupy. Samolot przypominał duży hangar. Pierwsze co przyszło mi do głowy to handel ludźmi. Gdyby chcieli by nas zabić już dawno by to zrobili, a poza tym nie karmili by nas. Jedna z dziewczyn podsłuchała rozmowę żołnierzy, którzy nas eskortowali. Miałyśmy trafić do Turcji jako niewolnice sułtana Sameha. No i tak też się stało. Na miejscu przeszukano nas, umyto i nakarmiono. Uczyłyśmy się języka, kultury itp. Któregoś razu zostałam wysłana do sułtana jako jedna z nałożnic. Przysięgłam zemste. Za rodzine i znajomych. Za dziewczęta, które zginęły i ból, który on wyrządził. Plan był prosty - zdobyć jego serce, rozkochać i zabić. Udało mi się go rozkochać i dać mu syna. W ten sposób zostałam jego piątą żoną. Przeszłam na islam i przybrałam imię Amejza. Kolejnym dzieckiem okazała się dziewczynka. Nadano jej imię Hurem po wielkiej sułtance i jedynej miłości sułtana Sulejmana. Trzecim i ostatnim dzieckiem był chłopiec. Odczekałam 15 lat. Oprócz mnie noce z sułtanem Samahem spędzała moja służąca Lisa, która zawsze była ze mną odkąd wyskoczyłyśmy z wozu. Dała mu ona córkę o imieniu Haimah. Nie byłam zła, że spędza z nim noce, a nawet tego, że dała mu dziecko. No bo jak można być o coś zazdrosnym skoro się nie kocha danej osoby? Przeżyłam z nim 15 lat. Jak? Nie wiem. Może gdyby nie Lisa i jej wsparcie to poddała bym się, aż w końcu nastał koniec sułtana Sameha. Mój pierwszy syn Selim został sułtanem. Myślałam, że wszystko będzie w porządku, że teraz się jakoś ułoży. Lisa zachorowała na raka i zmarła. Zostałam sama. Mimo, że byłam jedną z żon sułtana Sameha to w raz z resztą sułtanek żyłyśmy w zgodzie. Poprosiłam aby zajęły się moimi dziećmi oraz córką Lisy. Teraz patrzę na tą żyletke. Mam nadzieję, że kiedyś dzieci mi to wybaczą. Władzę nad haremem miała druga żona, gdyż dała mu syna, który zginął podczas walki. Nacinam nadgarstki. Widzę cieknącą krew. Chcę umrzeć. Nie chcę być sama. Chcę być z rodziną, którą pomściłam.

środa, 16 grudnia 2015

Nowe coś ;P

Hej dziś nieco odbiegnę od tematu. Niedawno na TVP 2 o godz 17:05 pojawił się serial - Cesarzowa Ki. Ktoś coś ogląda? Jeśli tak to jaka para wam się najbardziej podoba? No, bo mi te dwie....tak wiem są nieco ekhem nietypowe, ale kocham je 😃

Pierwsza para to Nyang x Tal Tal


Kolejna to Tal Tal & Bayan 💕
Wiem, że nieco dziwna, ale naprawdę jest słodka.
Zobaczcie do 0.30. No jeśli kogoś nie interesuje taka tematyka to spox - ja nikogo do niczego nie zmuszam. Jedynie polecam 😉













Nie trudno się domyśleć kto jest moim ulubionym aktorem 😺 Mimo, że w październiku kończył 37 lat nadal wygląda bardzo młodo.

niedziela, 13 grudnia 2015

Żyć wspomnieniami...

Miniaturka niestandardowa sugerowana inną.. Dziękuję za natchnienie Lamia ^^ Mam nadzieje, że się spodoba. Miłego czytania :)
Ps mogą pojawić się błędy, bo już mi się sprawdzać nie chciało...
***


Dzis mija rok. Rok od kiedy mój ukochany nieżyje. Dlaczego zginął tak młodo, dlaczego mnie zostawil? Może nie bylismy sobie pisani.... Pamiętam jak dziś 1 września. Śmialiśmy się objadając słodyczami. To on mi wszystko wytłumaczył. Była to pierwsza osoba, którą nie obchodziło za bardzo, że jestem Wybrańcem. Pamiętam jak na trzecim roku Syriusz ugryzł go w nogę. Nie wybaczyłem mu tego nawet jak dowiedziałem się, że to mój wujek czy nawet po jego śmierci. Pamiętam jak na czwartym roku spotykał się z jakąś krukonką, której imienia nie pamiętam. Jaki byłem zły. Nie jadłem, mało spałem. Jedynym pocieszeniem było jego szczęście. Niestety Hermiona jest bardzo spostrzegawcza i nie umknęło jej uwadze moje dziwne zachowanie. W piątkowy wieczór spotkaliśmy się w Pokoju Życzeń.
- Harry co się z Tobą dzieje? Widze jak się zachowujesz.
- Naprawdę nic mi nie jest.
- Harry mnie nie okłamiesz - to prawda była chyba jedyną osobą, której nie mogłem okłamać. - Chodzi o Rona i jego związek z tą krukonką?
- Ja...znaczy...eeee - to był dla mnie szok. Wie? Skąd? Jak? Może chodzi jej o tą krukonke, że niby ja bym się chciał z nią spotykać?
- Widze jak na niego patrzysz.
- Nie wiem co robić. -czyli jednak wie - Jestem zły, bo wiem, że nigdy nie będziemy razem. Jednak nie mogę mu tego powiedzieć, bo nasza przyjaź się rozpadnie. Czuję się taki samotny nie mogąc go przytulić. Nie mogąc usłyszeć z jego ust "wszystko będzie dobrze. Jestem tu". Wiem, że tak się nie stanie i to jest najgorsze. - załamałem się. Myślałem, że Hermiona wyjdzie poznając prawde o mojej oriętacji seksualnej jednak ona przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła. Nie mogłem już dłużej udawać. Łzy same spływały.
- Opowiedzieć ci coś?
- Tak - wiedziała, że trzeba zmienić temat i widziała jak.
- Zakochałam się w chłopaku. Starszym ode mnie. Pociąga mnie jego charakter, pewność siebie i wiedza jaką posiada. Niestety nie zwraca na mnie uwagi i wszystkie starnia idzią na marne. Poszłam do Trzech Mioteł, a dzięki zafarbowanym włosą i makijażowi wyglądałam na starszą o kilka lat. Jedno piwo po drugim. Nie wiedziałam co robić. Okazało się że on tam był. Patrzył jak się staczam. Podszedł i spytał się co tu robie lecz byłam tak pijana, że nie zwracałam uwagi na suptelności. Wyznałam, że zakochałam się w kimś lecz dla niego jestem nikim. Jedyne co powiedział to to, że ten facet musi być kompletnym idiotą. Dzięki temu mam wiare, że pewnego dnia będziemy razem. Z resztą od tamtego spotkania widze jak się na mnie patrzy. Widzę tą dyskrecje dlatego na każdym kroku staram się wzbudzić zazdrość. Dlatego teraz spotykam się z Krumem.
- Znam go?
- Oooo tak i to bardzo
- Prosze Mionka powiedz mi, ja ci powiedziałem o swoich uczuciach teraz ty.
- No dobrze, ale obiecaj, że nikomu nic nie powierz.
- Obiecuje
- Okey, więc ja... zakochałamsięwSnape.
- Czekaj możesz powtórzyć, bo chyba coś źle zrozumiałem. Kochasz Snape'a ???
- No tak...
- No ładnie. Wybraniec jest gejem, a najlepsza uczennica podkochuje się w nauczycielu. Tego jeszcze nie było. Hahahahhaha...
- No tak to troche zabawne. Może już pójdziemy za 15 min zaczyna się kolacja.
- Dobry pomysł. Chodźmy.
Po tej rozmowie czułem się o wiele lepiej, w końcu mogłem się zwierzyć komuś i wiem, że ta osoba nic nikomu nie powie. Nadal nie mogłem uwierzyć, że Hermiona zakochała się... No cóż ja też święty nie jestem. Usiedliśmy do stołu i zaczęła się kolacja. Po chwili wpadł Ron.
- G-Gdzie byliście? Wszędzie was szukałem.
- A w Pokoju Życzeń patrzyłeś? - spytała Hermiona.
- No nie...a właściwie po co tam poszliście? - popatrzyłem się na Mionke, ona na mnie.
- Porozmawiać - wydukałem.
- Aha pogadać?
- Ej stary o co ci chodzi?
- O nic.
- Dlaczego nie siedzisz obok swojej dziewczyny? - no i po cholere pytałem?
- Nie jesteśmy już razem.
Po tych słowach wygrałem to całe złote jajo. Chyba nikt nie wie jaki byłem szczęśliwy. Mój najlepszy przyjaciel jest wolny. Dodawało mi to wiare oraz nadzieje na wygraną, bo on był tylko przy mnie. Obiecałem sobie, że już go nikomu nie oddam. Przed balem zaprosiliśmy bliźniaczki. Wydawało mi się, że Ron denerwuje się czymś. Podczas balu obserwowałem Mionke i tak się świetnie bawi. Nie uszło mojej uwadze też zachowanie pewnego profesora. Dawno nie widziałem go takiego złego. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Ron.
- Ej Harry może pójdziemy do Pokoju Życzeń?
- No a po co?
- No ten pogadać nie?
- Możemy gadać tu.
- Nieee tu nieee.
W PokojuŻyczeń Ron spytał się mnie czy ktoś mi się podoba. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że tak.
- Ahaa, a jak byś wyznał tej osobie , że ci się podoba?
- No wiesz. Pewnie podszedł bym do niej i powiedział coś w stylu: "Hej od dłuższego czasu przyglądam się Tobie. Jesteś naprawdę ładna. Moze byśmy się spotkali?" no nie wiem coś takiego.
- Aha no nawet spoko - widziałem to, widziałem ten rumieniec na jego twarzy.
- No a tak właściwie dlaczego pyatsz?
- Nie nic tylko tak się pytam. No a  co byś zrobił później? - na to pytanie zrobiłem coś na co nigdy bym się nie odważył. Po prostu go pocałowałem, a on bardziej rozchylił wargi. Nie wiem jak długo to trwało. Wiem, że podczas pocałunku nasze ręce się złączyły.
- To bym zrobił - powiedziałem kiedy pocałunek dobiegł końca. Patrzyliśmy sobie w oczy aby po chwili znów połączyć się w pocałunku. Tym razem bardziej intensywniej. Nie wiem kiedy pozbyliśmy się ubrań. Nie wiem kto był pierwszy w kim. Na drugi dzień obudziliśmy się wtuleni w siebie. Tak bardzo go kochałem. Od tego czasu byliśmy zawsze razem. Nie powiem bywało ciężko np w tedy, gdy Lavender go pocałowała, a ten idiota nic sobie z tego nie robił. Tak bardzo mnie w tedy zranił. Hermiona pobiegła za mną i powiedziała, że Ron nazwał ją dziwką i żeby się od niego odwaliła, bo ma już kogoś. Nagle cała złość znikła. Znalazłem go w Pokoju Życzeń.
- Harry ja nie chciałem...ona..i nagle...
- Wiem. Hermiona mi wszystko powiedziała.
- Wielka kobieta. Wybaczysz mi?
- Wybaczę. Tobie zawsze.
Pamiętna długa noc. Colins jakoś w tym czasie założył gazetke szkolną i na pierwszej stronie pojawiła się pewna para - Ginny oraz Draco, którzy namiętnie całowali się na Wieży Astronomicznej. Zabawne czasy. Musieliśmy uważać, abyśmy przypadkiem nie trafili do jego gazetki. Hermiona pochwaliła się, że oficjalnie spotyka się z naszym "ukochanym" profesorem. To miało też swoje plusy. Nasz dom nie tracił tyle punktów co wcześniej. Kilka dni przed wojną przyszły dobre nowiny. Snape oświadczył się naszej Gryfonce. Jednak to nie był koniec dobrych wiadomości - Hermiona, która rozkochała w sobie nietoperza z lochów jest w ciąży. Nie trudno zgadnąć kto jest ojcem. Niestety po dobrych wieściach są też te złe. Nastała wojna. Nikt już nie był bezpieczny. Na szczęście był przy mnie mój ukochany. Gorzej było z Hermioną. Ciągle chodziła smutna. Martwiło nas to. Najgorsze było to, że nie mogliśmy nic zrobić, ale nadszedł w końcu dzień kiedy wróciliśmy do szkoły. Później pamiętam jak przez mgłę. Umierała co druga osoba, którą znałem. Widziałem jak umiera Snape. Widziałem rozpacz w oczach Hermiony. Bałem się, że mój Ron umrze. Nie chciałem tego jednak los chciał inaczej. Mój ukochany podszedł do mnie mówiąc "Kocham cię" i złożył na ustach ostatni pocałunek. W tedy dostał Avadą, która miała być dla mnie. Byłem zły i nie wiele myśląc rzuciłem Avadą w Czarnego Pana. To było niesprawiedliwe. Chciałem się zabić jednak Hermiona potrzebowała pomocy przy dziecku. Zostałem. Jednak nigdy nie zapomnę twojego dotyku, zapachu, pocałunku. Będę tęsknił, a ta róża to symbol mojej miłości, która nigdy nie zgaśnie. Obiecuje, że kiedyś się spotkamy i juz na zawsze będziemy razem.

Kilka lat później...

Czrnowłosa dziewczynka szukała dobrze znanej jej twarzy. Zauważyła blond czupryne niedaleko pociągu
- Severusie cześć.
- Cześć Lily gdzie Twoi rodzice?
- Właśnie idą, a Twoi?
- Tam stoją z Ronem.
- Yhm...boisz się?
- Niby czego? Jestem przecież Malfoy, a my nie boimy się niczego.
- Ja się boję do jakiego domu trafię...
- Oj nie marudź pewnie trafisz do Griffindoru jak Twoi rodzice.
- Pewnie masz racje, a jak myślisz gdzie trafisz?
- Nie wiem. Griffindor albo Slytherin.
- Może chodźmy już do pociągu zaraz mamy odjazd.
- Dobry pomysł.
Podróz minęła szybko. Młodzi ciągle rozmawiali, śmiali się i wygłupiali. Hogwart nic się nie zmienił. Nawet nie było widać, że była jakaś bitwa. Zaczęto czytać imiona i nazwiska przyszłych uczniów.
- Severus Malfoy
- No tak kolejny Malfoy. Niech pomyśle...Slytherin!
- Lily Potter.
- Potter? Hymm nie ma w tobie nic z tego Pottera co znałem. Jednak wyślę Cię tam, gdzie chciałem go dać na początku...Slytherin!
No i tak zaczęło się życie Lily Potter. Hermiona ożeniła się z Harrym tylko po to aby mieć nie ślubne dziecko. W świecie czarodziejów jeśli kobieta miała nieślubne dziecko była traktowana jak nic, więc aby tego uniknąć Harry zaproponował to małzeństwo. Oboje wiedzieli kto był prawdziwym ojcem Lily jednak czy był sens jej o tym mówić? Ginny i Draco po womiędzyię pobrali i mają dwóch uroczych synów. Dwa lata później w szeregi Hogwartu wstąpił najmłodszy syn Ron Fred Malfoy, który trafił do Griffindoru. Od tamtej pory powstała nowa św. Trójca. Po kilku latach okazało się, że międzu Lily, a Severusem coś iskrzy, ale to już inna historia...

poniedziałek, 30 listopada 2015

The new situation_4

Hej oto kolejne opowiadanie. Widze że coraz częściej czytacie bloga ^^ Z góry przepraszam za błedy, ponieważ wszystkie błędy sprawdzał moja znajoma lecz z niewiadomych dla mnie przyczyn nie odzywa się. Zaczynamy :D
*****
W dniu świąt wszyscy zaproszeni zebrali się w Norze...no prawie wszyscy.Każdy z domowników jak i gości starali się podtrzymać standardy: bliźniacy wygłupiali się przy stole, pani Weasly starała utrzymać porządek, Ron, Harry, Syriusz, Remus i pan Weasly dyskutowali na temat zbliżającego się meczu Qidicha, a Tonks wraz z Ginny oraz Hermioną  rozmawiały na temat przebiegu ciąży Tonks. Reszta zebranych wdała się w dyskusję z Charlim i jego pracy przy smokach. Młoda ślizgonka obserwowała wszystko z lekkim dystansem. Po zjedzeniu kolacji przygotowaną przez Molly wszyscy zebrali się za rozpakowanie prezentów. Wśród nich znalazło się czarne pudełko zaadresowane do Ellen. Młoda Granger niepewnie otworzyła je. Jej oczom ukazał się naszyjnik z zielonym okrągłym rubinem wielości paznokcia u kciuka.
- O Merlinie!  - wrzasnela pani Weasly - widziałam taki na wystawie. Bardzo drogi. Od kogo?
- Eeee...nie wiem.
- Nie jest napisane od kogo?
- Niestety nie.
- No cóż. Ktokolwiek dał ci ten naszyjnik jest kimś wyjątkowym. Możliwe, że jakiś wielbiciel - stwierdziła radośnie Molly - no nie stój tak, chodź pomogę ci go zapiąć.
- Dziękuję
- Ależ nie ma za co skarbie. Patrzyłaś  na resztę prezentów?
- Jeszcze nie
- To na co czekasz? Chodź otwieramy
       Poza mnóstwem słodyczy, wełnianych swetrów znalazły się również inne prezenty; np. Hermiona dostała książkę "Poznawanie starożytnych ruch niegdyś i dziś", Ginny otrzymała zestaw magomedyka, a Harry i Ron dostali po nowej miotle. Tonks dostała wiele rzeczy dla dziecka jak spioszki czy wózek, a Remus dostał mugolski "Poradnik dla ojca".
   W nocy kiedy Ellen upewniła się, że Hermiona oraz Ginny są pogrążone w objęciach Morfeusza, postanowiła wyjść. Wszyscy spali, więc bez przeszkód wymkła się na dach. Patrzyła w dal zastanawiając się kto mógł dać jej tak drogocenny prezent jednak nikt nie przychodził  jej do głowy. Zrezygnowana dotknęła go i uśmiechnęła się ciepło. Ktoś jednak o niej myśli. Na kimś jej zależy. Nie jest komuś obojętna. Była tak pogrążona w swoich myślach, że nie zauważyła bliźniaków.
- No proszę proszę...nie ładnie wymykać się tak w środku nocy - powiedział pozbawiony Fred.
- Oh co wy tu robicie?  - spytała zaskoczona Ellen
- Pytanie brzmi co ty tutaj robisz. - stwierdził George
- Ja...zastanawiałam się od kogo mogłam to dostać, ale nikt nie przychodzi mi do głowy.
- Któregoś dnia się dowiesz i kto wie może wyjdziesz za niego? - rozmarzyl się Fred
- Ej bracie nie kracz bo wykraczesz - zaśmiał się George.
- Ja nie kracze! - oburzył się Fred - ja tylko stwierdzam fakt
- Taaa jasne..a ty Ellen co o tym sądzisz?  - spytał się George
- Myślę, że jest to osoba która żałuję - powiedziała Ellen uśmiechając się wciąż trzymając naszyjnik.
- No bracie chyba wykraczesz
- No chyba tak...
   Pobyt w Norze dał Ellen dużo do myślenia. Co robić w życiu? Czy warto czy nie warto? Co jest dobre, a co złe? Ostateczną decyzję podjęła po powrocie do szkoły kiedy dyrektorka Madame Maxime zaproponowała jej przejście do jej szkoły.  Ellen nie wiedząc co odpowiedzieć oznajmiła jedynie, że się zastanowi. Jednak z nadejściem nowego semestru pojawiły się problemy. Malfoy na każdym kroku próbowała ją zniszczyć psychicznie mówiąc np. "dobrze, że zginęli te mugole - nie będą więcej robić szlamowatych dzieci". Ellen była pewna tego, że tak może być. Większa część osób była przeciwko niej. Tylko nieliczni postanowili wspierać Ellen. Kilka dni po powrocie do szkoly w piątkowy wieczór starsi ślizgoni urządzili kokurs. Zapisali wszystkie imiona pierwszorocznych na pergaminie po czym wczucili do kubka i wylosowali pięć osób. Mieli iść do zakazanego lasu i być tam przez godzine. Jak ktoś wróci dostanie nagrode. Jednak jeśli ktoś nie pójdzie lub nie wytrzyma godziny czeka go kara. W tych pięciu osobach znalazła się Ellen i Malfoy. Ellen była sceptycznie nastawiona na wyjście w środku nocy do lasu.
- Co jest Granger, boisz się iść do zakazanego lasu?
- Nie bez powodu jest on zakazany.
- Boisz się boisz się....
- Nie boję się.
- To chodź z nami szlamo.
- Ech, no dobrze.
Żeby było sprawiedliwie dwóch ślizgonów poszło wraz pierwszorocznymi. Mieli czekać aż wrócą. Kiedy pierwszoroczni weszli do lasu starsi ślizgoni wrócimy do zamku. Młodzi szli w ciszy wszyscy trzymali się blisko siebie - ze strachu. Szli już pół godziny. W pewnym momencie odezwał się chłopak.
- Wracajmy już.
- Nie, zostało tylko 30min. Jak wrócimy to dostaniemy kare. Nie ma opcji żebym miała kare.
W pewnym momencie usłyszeli że ktoś się zbliża. Każdy w trzęsącej ręce trzymał nieudolnie różdzkę. Nie było ważne czy w tej chwili ktoś był wrogiem czy przyjacielem.
Lumos - powiedziała Ellen. Wszystkim ukazały się ogromne pająki. Młoda Granger wpatrywała się w stwory, które były coraz bliżej.  Nagle przypomniała sobie jak Harry opowiadał jej o dzienniku Toma.
- Aragog wiem, że mnie słyszysz. Dla własnego dobra wycofaj swoje dzieci. - potwory stały w miejscu jakby czekały na rozkaz.
- Oszalałaś tu nikogo nie ma - powiedziała Malfoy.
- Ciii wiem co robie. Aragog nir chce aby komuś stała się krzywda. Zwłaszcza tobie. Jeśli nam coś zrobisz Hagrid nie będzie miał wyboru i tym razem cię zabije. - stwory nadal stały w miejscu. - no dobrze, jak chcesz. Zdejmijcie swoje peleryny. - każdy posłusznie wykanał polecenie. Kiedy każdy zdjął szate Ellen dotknęła ródżką materiał i zaczął się palić. Każdy zamknął oczy. Bali się bo byli bezradni. W pewnym momencie usłyszeli zaklęcia rzucane przez kogoś, więc otworzyli oczy. Kiedy to zrobili pająków nie było, ale czekał ich inny koszmar. Przed pięciorgiem ślizgonów stał we własnej osobie Severus Snape.
- Moi drodzy, zapraszam do mojego gabinetu. - powiedział dyrektor szkoły.. Każdy spuścił głowę w duł i całą drogę milczał. W gabinecie dyrektor częstował cukierkami jednak nikt nie miał ochoty.
- Można wiedzieć co skłoniło was do wyjścia w sam środek nocy do zakazanego lasu?
- Spokojnie Severusie to tylko dzieci, jednak profesor Snape ma racje. To było bardzo niebezpieczne. Czy któreś z was mogło by to wytłumaczyć? - każdy z przerażeniem patrzył na siebie i każdy dukał coś w stylu "no bo my...", "to znaczy...".
- To moja wina profesorze - odezwała się Ellen - Czytałam na temat jednorożców i to, że najczęściej można je zobaczyć w nocy. Chciałam z ciekawości to sprawdzić, więc udałam się do zakazanego lasu. Moi...przyjaciele próbowali mnie zatrzymać. Nie zdawałam sobie z niebazpieczeństwa dopuki nas nie zaatakowano. To moja wina.
- Ciekawość to nie powód do wstydu, jednak na przyszłość musisz być ostrożniejsza. Dobrze, że kilku straszych ślozgonów widziało, że gdzieś wyszliści i niezwłocznie powiadomiło profesora Snape'a. Myślę, że odjęcie 100 punktów będzie odpowiednią karą. Chciałbyś coś dodać Severusie?
- Tak, panna Granger stawi się w moim gabinecie jutro o 12:00 aby odbyć dodatkową kare. Wracać do łóżek.
- Tak jest - wszyscy odpowiedzieli churem. Kiedy dotarli do dormitoriów od razu zasnęli.

sobota, 24 października 2015

The new situtacion_3

Czemu ja? Dlaczego mnie to spotyka? No i po co? Bo głupcy walczą o 
czystą krew? Służą matołowi, którego każdy się boi? - takie myśli 
błądziły po umyśle Ellen. Wczoraj jej współlokatorki pojechały już do 
domu tak jak większość uczniów. Jedynie nieliczni zostali. Kiedy zegarek 
wybił 6 rano, młoda Grenger uznała, że i tak nie ma sensu dalej leżej, 
więc leniwie wstała. Otarła łzy, które ukradkiem bezwładnie leciały. 
Weszła pod cieplutką wodę. Bądź co bądź w szkolnych murach Hogwartu nie 
było zbyt ciepło. Po leniwych przygotowaniach udała się na śniadanie. Po 
wejściu do Wielkiej Sali zobaczyła swoją siostrę łkającą w gronie 
znajomych. Znała ich. Jeszcze jakiś czas temu zawsze gdzieś z nimi szła, a 
raczej Mionka zabierała ją oraz brata. Szli najczęściej na plac zabaw i 
tam ona z Xawierem się bawili, a oni rozmawiali, śmiali się. Kiedy teraz na 
nich popatrzyła to uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Widać było, że 
płakała. Mimo, że jest w Slytherinie usiadła przy stoliku swojej siostry. Wszyscy wiedzieli co się stało. Gdy Hermiona zobaczyła Ellen 
odwzajemniła uśmiech. Śniadanie minęło hymmm...powoli. Nikt się nie 
spieszył. Po skończonym śniadaniu św. Trójca wraz z Ellen i Ginny udała 
się na spacer. Poszli na ławki, które były obok szkoły.
- Mama kazała Wam przyjechać na święta. Powiedziała, że jak nie 
przyjdziecie to się obrazi - przyglądając się Hermionie z troską. 
Błagalny wzrok przeniósł na Ellen, która popatrzyła na siostrę i ze 
sztucznym uśmiechem popatrzyła na Rona kiwając twierdząco głową. 
Hermiona jak nigdy siedziała cicho wpatrzona w ziemię. Po chwili ciszy 
odezwał się Harry.
-  Z czego jesteście zagrożeni?
- Z eliksirów - powiedział Ron - no a wy?
- Z tego samego - wyrzucił jakby od niechcenia Harry.
- Gdybyście się przykładali tyle do nauki co do Quidditcha nie byłoby 
poprawek - odezwała się Ginny.
- Taka mądra jesteś, to powiedz z czego ty jesteś zagrożona? - 
spytał się Ron.
- Z niczego - oznajmiła triumfalnie Ginny.
- Ale to tak chyba jest, że dziewczyny lepiej uczą się od chłopaków 
- odezwała się nieśmiało Ellen.
- Nieprawda - oburzył się Ron.
- Ależ prawda kochany braciszku. Gdybyś mniej grał w magiczne szachy, 
a przykładał się do nauki moglibyśmy się kłócić, a tak to … sam 
rozumiesz.
- Wybaczcie, ale robi się zimno. Pójdę do pokoju - powiedziała nagle 
Mionka.
- No jest strasznie zimno, jeszcze będziesz chora - oznajmiła czule 
Ellen. Hermiona wstała i wyszła. Młodsza siostra patrzyła na oddalającą 
się sylwetkę siostry, po czym głośno westchnęła, a na twarzy pojawiło 
się zmartwienie.
- Ellen, mogę cię o coś zapytać? - spytał niepewnie Harry.
- Jasne - odpowiedziała Ellen.
- Otóż…no…no bo nie rozumiem. Kiedy patrzę na Mionkę mam 
wrażenie, że chcę się zabić, jednak ty wydajesz się być…nie tyle 
spokojna co opanowana. Wiem, co czujesz, ale nie rozumiem tego.
- HARRY! - wrzasnęła na niego Ginny, uderzając go łokciem. Młodej 
Ellen wydała się ta scenka zabawna i mimochodem się uśmiechnęła.
- Ałaaa.
- Szczerze, to sama nie wiem dlaczego. Znaczy wiedziałam, że oni umrą 
i starałam się być przygotowana na to, jednak to okazało się być trudne.
- Jak to wiedziałaś że tak się stanie?  - spytała niepewnie Ginny.
- Dobrze wiecie, że nasi rodzice są mugolami, a my zwykłymi szlamami i 
taka jest prawda. Mionka walczy i pomaga wam, więc jest narażona. Zawsze ją 
podziwiałam za odwagę, której nie mam. Chciałabym być tak samo odważna, 
co ona.
- Nie jesteście szlamami.
- Jesteśmy, Harry.
- A-ale skoro wiedziała, że jest takie ryzyko to po co …?
- Ponieważ zawsze chciała coś osiągnąć. Wierzy, że Sami-Wiecie-Kto 
przegra. Ona po prostu jak coś sobie wbije do głowy to jest to decyzja nie 
do odwołania. Ona potrzebuje was teraz. Was i waszej przyjaźni. Tak 
naprawdę ma tylko was.
- No a co z tobą? - spytał Ron
- Ja?. Eeee … hym ona myśli tylko o chwili obecnej. To, że nasi 
rodzice zginą to tylko była kwestia czasu, na którą starałam się 
przygotować, a ona już nie. Jeżeli mi się coś stanie, ma was, a ja dam 
sobie radę. - powiedziała patrząc na każdego - z resztą skoro od 
września w Slytherinie jakoś wytrzymuję, to musi być ze mną coś nie tak 
- mówiąc to uśmiechnęła się rozbawiona po czym reszta zrobiła to samo. 
Potrzebowała tego, śmiechu w najbliższym otoczeniu - Wiecie co, chyba też 
już pójdę, bo faktycznie jest zimno. Nie chcę być chora. Ginny, idziesz ze mną?
- Jasne - odparła najmłodsza Weasley.
- My zaraz też będziemy szli, bo chcemy pograć w Quidditcha . - 
powiedział Harry.
- W Quidditcha? Z kim? - spytała Ginny.
- Sami ze sobą - odpowiedział Ron.
- Wiecie, każdy ma swój sposób na odreaganie sytuacji, a ten jest nasz 
- powiedział Harry.
- Oni mają racje Ginny, lepiej chodźmy, bo zamarzam na kość - 
wtrąciła się Ellen.
- Okey - zgodziła się Ginny.
W drodze do zamku dziewczyny gadały o tym, dlaczego musi być tak zimno, 
że trzeba zrobić eliksir na rozgrzanie . Kiedy były już w szkole, Ellen 
skierowała się do lochów.
- Hej Ellen, może pójdziesz do nas. Będziesz blisko siostry. Co ty na 
to? - spytała nieśmiało Ginny.
- Wiesz...muszę się spakować. Myślałam, że te święta spędze u 
rodziców, więc niewiele bym wzięła do domu, jednak w takiej sytuacji 
muszę wziąć wszystko. Po za tym chciałabym cię prosić o zajęcie się 
moją siostrą. Wiem, jaka ona jest, ale jak będziesz obok niej i jakoś 
pokażesz, że może na Ciebie liczyć, to będzie inaczej. Wiesz jacy są 
Harry i Ron. Rozmawiają, jak nie o Quidditchu, to o szachach. Ona potrzebuje 
być w gronie dziewczyn. Potrzebuje przyjaciółki, na której będzie 
polegać. Siostra, a przyjaciółka to nie to samo. - wydusiła z siebie Ellen.
- Rozumiem. Zrobię wszystko, co mogę. - powiedziała Ginny.
- Dzięki. Lepiej pójdę się spakować. Widzimy się na obiedzie, co 
nie? - stwierdziła Ellen.
- Jasne, pa.
  Kiedy się pożegnały, Ellen wróciła do swojej komnaty i wyciągnęła 
spod łóżka duży futerał. Otworzyła go, przyłożyła do lewego ramienia, 
zamknęła oczy i zaczęła grać. Miała gorzki wyraz twarzy (tak jakby 
zjadła cos gorzkiego,niedobrego). Nie myślała o niczym. W tej chwili 
liczyła się dla niej melodia ze skrzypiec. Kazdy ruch smyczka robiła z 
wyczuciem oraz czułością, jakby robiła to ostatni raz w życiu. Każda 
nuda odbijała/przemieszczała/rozdźwięczała echem po pustym pokoju. 
Prawdę mówiąc odkąd przyjechała do Hogwartu nie miała czasu na grę. Teraz jednak oddała się temu, jakby nie liczyło się nic. Jakby nic innego nie istniało wokół 
niej. To więź, której nikt nie mógł przerwać. Pod koniec gry Ellen 
delikatnie otworzyła oczy. Popatrzyła się przed siebie i zrozumiała, że 
to wszystko było fikcją. Przynajmniej na chwilę oderwała się od ponurej 
rzeczywistości. Choć na chwilę zapomniała o przykrych wydarzeniach, o tym 
co się dzieje. Delikatny uśmiech wpełznął na jej twarz. Czuła się szczęśliwa, spokojna. Tak jakby gra na skrzypcach odpędzała złe emocje. Po skończonej grze usiadła na łóżko. Patrzyła się przed siebie. 
Schowała skrzypce spowrotem i zabrała się za pakowanie rzeczy. Żeby 
wszystko zebrać musiała poświęcić 2 godziny. Popatrzyła na zegarek i 
entuzjastycznie zaczęła się zastanawiać, co robić. Może pójść do 
siostry? Nieeee, to głupi pomysł. Może powinnam pochodzić po szkole? Nie 
chce mi się. Znała pewne miejsce. Nie raz Hermiona jej o nim opowiadała. 
Łazienka prefektów na trzecim piętrze....nie byłaby sama. Jęcząca Marta nie 
wydawała się być najlepszą osobą do towarzystwa, ale zawsze lepsze to, 
niż siedzieć samemu w pokoju. Z takim zamiarem Ellen udała się na trzecie 
piętro, a kiedy już tam była, weszła do ubikacji dziewcząt.
- Marta, jesteś tu?
- Łiiiiii, no proszę proszę kogo ja tu widzę? Słyszałam o tym, co 
się stało i bardzo mi przykro.
- Dzięki....słuchaj mogę się o coś zapytać?
- Jasne co jest?
- Marto...czym dla Ciebie jest śmierć?
- Śmierć? Skąd mam wiedzieć przecież nie żyję.
- No właśnie...jak to jest nie żyć?
- A co chcesz wiedzieć, jak to jest, bo jak się zabijesz to będziesz 
gotowa? 
- Tak, coś w tym stylu, ale na razie nie chcę się zabić. Na razie.
- Jak chcesz...jednak kiedy stwierdzisz, że wolisz się zabić, to mam 
tu kilka kabin wolnych, jeśli byś chciała. Samej jest mi tu samotnie. 
Rzadko kiedy ktoś mnie odwiedza...
- Dzięki za propozycję.....Marto?
- Tak?
-  Skoro jest ci tu źle samej, to czemu stąd nie wyjdziesz? Przecież 
bazyliszek nie żyje, to po pierwsze, a po drugie nie jesteś tutaj więźniem.
- Może i nie jestem więźniem, ale lubię samotność.
- To dlaczego narzekasz, że ci źle?
- No bo...ja....
- Czego się boisz?
- Niczego się nie boję!
- To czemu nie chcesz wyjść?
- Bo ...no bo...ja...ja kiedyś zaufałam pewnej dziewczynie, która tu 
przychodziła. Kiedyś namówiła mnie żebym wyszła z tej toalety i 
poszłam. Dzieciaki śmiały się ze mnie, że jestem tą idiotką, co dała 
się zabić, a z niej, że zadaje się z kimś takim jak ja. Koniec końców 
wyszło na to, że przestała przychodzić.
- Coooo? Jak ona mogła?
- Takie życie. Ty też znikniesz. Jak nie z powodu towarzystwa, to 
prędzej czy później będziesz musiała skończyć szkołę.
- Hymmm, też racja....no cóż, skoro nie chcesz nigdzie iść to 
posiedzimy tu, okey?
- Okey...ale co będziemy robić?
- Wymyślimy coś....co dwie głowy to nie jedna.

sobota, 17 października 2015

The new situation_2

Severus siedział w swoich lochach pogrążając się z dnia na dzień. Nie spał, mało jadł. Wciąż widział zapłakane oczy swojej podopiecznej. To jego wina...mógł temu zapobiec - zdradzając się. Ale mógł ich uratować. Jednak ten stary drops wolał pozwolić na to, żeby zginęli rodzice tej małej. On nie tylko pozwolił aby oni zginęli. BA! On nawet kazał mu na to patrzeć i jeszcze ten tekst "Dobrze wiesz, że to dlatego, aby umocnić Twoją pozycje u Voldemorta" - stary dureń! To nie on musi chodzić na "herbatki" do Czarnego Pana, nie on po tych herbatkach obrywa coraz to gorszymi zaklęciami i wraca ledwo żywy do Hogwartu, nie on musi torturować i zabijać i to nie on wie, jak to jest później użalać się nad sobą. Nieeee ON ma od tego ludzi takich jak ja - Severusa Snape'a. Nawinie wytresowanego pieska, który zrobi wszystko, co właściciel rozkaże. Cholerny stary dureń. Niby wie co czuje, a tak naprawde nie obchodzę go ja, tylko to, co przekaże z tych spotkań. Nie potrafię zapomnieć ich min, jej miny, jej łez. Nie może zapomnieć tego smutku i bólu w tych oczach. Serce omal mu nie stanęło, kiedy zobaczył ją w cienkiej koszuli nocnej na podwórku pokrytym śniegiem myśląc, że próbuje popełnić samobójstwo. Chciał podejść i powiedzieć, żeby wracała, lecz wtedy zaczęła mówić. Nie mógł jej przerwać. To było zbyt piękne, a później...później zobaczyła kotka. Niby nic, ale on widział, jak się odrobinę uśmiecha, jakby zapomniała o tragedii, o której się dowiedziała. Przez ten ułamek sekundy widział, że jego podopieczna jest szczęśliwa. Był z tyłu, więc nie mogła go widzieć. Kiedy upewnił się, że dziewczyna jest już w swoim pokoju nie wiedząc, czemu poszedł w miejsce, gdzie przez chwilę widział jej zczęście.
- Mała zmora- powiedział lodowato i zabrał kotka ze sobą do lochów. Jednak, czy warto...Z resztą po cholerę mi taki sierściuch? No tak, sumienie. Jak Eileen będzie się nim zajmować, to może zapomni o przykrych wydarzeniach i dzięki temu choć po części zrekompensuję jej to. Tedy on będzie mógł patrzeć na nią, jak się uśmiecha i jest szczęśliwa... STOP! Zmień tory chłopie, bo zaczyna to pochodzić pod pedofilię. Jak to brzmi? Ona w jego komnatach podziwia kotka (co już
brzmi dwuznacznie) i tylko on będzie mieć prawo to widzieć.
-Zdecydowanie głupiejesz na stare lata -zndecydował Mistrz Eliksirów wlewając w siebie kolejną dawkę alkoholu.

środa, 12 sierpnia 2015

The new situation_1

Hej oto pierwsze opowiadanie =D mam nadzieję, że Wam się spodoba :*



~~~~~

Kolejna Granger. Hymm, będzie ciężko. Widzę waleczne serce, ale
jest też spora wiedza. Jedyne, co nie pozwala mi cię dać do Gryffindoru
to charakterek, który spotkałem tylko u jednej osoby i tak jak ona, tak
teraz ty idziesz do Slytherinu - powiedziała Tiara Przydziału. Wszyscy byli w szoku. Młoda Ellen Granger nie za bardzo rozumiała zdziwienie wszystkich. Cóż się dziwić. Jej starsza siostra Hermiona jest w Gryffindorze, więc... No cóż mniejsza.,. Ellen podbiegła do reszty
młodych w Slytherinie, gdzie zaczęła śmiać się z nowo poznanymi.ludźmi.
- Jeżeli młoda Granger jest tak samo mądra jak jej siostra, to twój dom
może zyskać sporo punktów, Severusie - powiedziała McGonagall do Mistrza Eliksirów. Ten jedynie prychnął pod nosem.
Kiedy Tiara posegregowała pierwszorocznych, wszyscy zabrali się za jedzenie. Uczniowie po posiłku ruszyli za prefektami. Kiedy dotarli do Sali Głównej Slytherinu prefekci objaśniali zasady dotyczące domu itp. Po jakimś czasie wszedł Severus Snape, który po chłodnym "Witam" zlustrował pierwszaków. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na młodszej siostrze Hermiony "z wyglądu nie przypomina tej Gryfonki"-pomyślał.
- Nazywam się Severus Snape i jestem opiekunem domu. Mam nadzieję, że nikt nie będzie przysparzać wielu kłopotów. Prefekci przedstawili Wam pewnie regulamin. Jeżeli ktoś się nie dostosuje, zostanie surowo ukarany. Dobranoc - tak szybko jak przyszedł, tak zniknął, a zaraz po jego wyjściu młodzi zaczęli wypytywać o opiekuna domu. Jeden z prefektów
powiedział:
- Niestety taki typ człowieka. Jak chodzi o kary, to są naprawdę surowe, wiec nie radzę nic kombinować. Prefekci zaprowadzą Was do pokoi. Powodzenia na jutrzejszych zajęciach. Życzę udanej nocy. Młoda Ellen udała się do wyznaczonego jej pokoju. Po godzinie rozpakowań, przygotowań do snu oraz chwili rozmowy, dziewczęta oddały się w ręce Morfeusza.

~~~~~

Budzik zadzwonił o 6:30, co oznaczało 30 min na spakowanie się, umycie i nałożenie mundurku szkolnego. W pokoju były ich 3 - Samanta Malfoy, Erika Larsson i Ellen Granger. Samanta, jak jej brat bliźniak Zahary miała porcelanową twarz, bardzo jasne blond włosy i błękitne oczy. Erika miała czarne włosy, piwne oczy, a jej cera ciemniejsza była, niż u reszty. Ellen natomiast była ciemną blondynką o krwistych ustach i zaskakujących błękitnych oczach. Z wyglądu była inna. Mionka bardziej przypominała ojca, a Ellen matkę. Ellen włosy miała ścięte na tzw. bombkę, tymczasem jej współlokatorki miały długie włosy. Prefekci równo o 7 ustawili pierwszaków i gdy upewnili się że są wszyscy, ruszyli na śniadanie. Dziewczyna siedziała na wprost stolika swojej siostry, która z uśmiechem i niepokojem w oczach odprowadzała Ellen. Ta natomiast uśmiechnęła się ciepło dając Mionce do zrozumienia, że wszystko jest ok i usiadła. Po tym spojrzeniu Gryfonka trochę odetchnęła z ulgą. Śniadanie minęło bardzo przyjemnie, a jedzenie było wspaniałe. Kiedy każdy napełnił brzuchy, prefekci zaprowadzili ich do klasy, gdzie miały odbyć się zajęcia. Po skończonych wykładach uczniowie byli oprowadzani po murach szkoły, następnie był obiad, czas dla siebie kolacja i błogi sen. No i tak przez tydzień czy dwa, aż uczniowie sami zaczęli orientować się w terenie. W listopadzie odbył się Turniej Trójmagiczny. Kiedy zostały wybrane 3 osoby stało się coś dziwnego. Czwartą osobą został Harry Potter. Wiele osób mu nie wierzyło. Pogłoski czy Harry zrobił to celowo, czy nie ciągle krążyły wśród uczniów. Dni mijały... Kilka dni przed świętami Ellen obudziła się z płaczem w środku nocy. Śniło jej się że leży w pokoju rodziców i nagle podchodzi do niej Czarny Pan rzucając w nią niewybaczalnym zaklęciem. Podniosła się i ruszyła w kierunku drzwi nadal płacząc. Kiedy otworzyła drzwi ujrzała przed sobą profesora Snape'a.
- Idziemy natychmiast do dyrektora - wiedziała, że to nic dobrego nie znaczy. Kiedy stanęli przed wielkim posągiem, Mistrz Eliksirów wypowiedział hasło "różowe żelki" i już byli w pokoju dyrektora. Na krześle siedziała jej starsza siostra. Dziewczyna nie mogła przestać płakać a jak zobaczyła Ellen wybuchła na dobre. Dziewczynka podbiegła do siostry i mocno ją przytuliła.
- Dyrektorze czy musimy jej to mówić? - Hermiona starała się opanować choć na chwilę.
- Chodzi o rodziców i brata, prawda? - dziewczynka popatrzyła się na starszą siostrę z miną, która wyrażała wszystkie jej obawy. Hermiona popatrzyła z osłupieniem na Ellen, po czym znów wybuchła płaczem. - Czy to zrobili śmierciożercy? - starsza siostra pokiwała twierdząco głową. - Nie płacz Mionka - powiedziała Ellen ze sztucznym uśmiechem na twarzy, a pojedyńcze łzy spływały po bladym policzku. Dziewczyna przytuliła się do starszej siostry. Czuła jej łzy. Sama też płakała. Po jakimś czasie dziewczyna odkleiła się od Hermiony, która choć trochę się uspokoiła. - Wrócę już do pokoju- powiedziała Ellen, po czym nie czekając na pozwolenie ruszyła w stronę wyjścia. Szła bosa korytarzem. Nie było okien czy drzwi. Same mury. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, aby upewnić się że jest sama. Nieśmiało wyszła na zewnątrz. Czuła chłód, jednak nie zatrzymywała się , ani też nie zawróciła. Po prostu szła przed siebie. Kiedy zrobiła kilka kroków spojrzała w niebo, z którego padał śnieg. Zimne powietrze dmuchało jej w twarz osuszając łzy. W pewnym momencie popatrzyła na leżący śnieg jak na nowo narodzone dziecko. Uśmiechnęła się mimochodem.

Płatki śniegu delikatnie muskają moją twarz przysparzając pieczenie a za razem błogość.
Niech ta chwila trwa wiecznie. Niech nie znika.
Zostanie na zawsze.
Czuję chłód lecz nie zimno.
Chcę tego lecz się boję.
To jak narkotyk, którego nie można się pozbyć.
Który zostaje.
Lecz wiem, ja wiem że to się kiedyś skończy.
Jednak teraz niech trwa. Niech trwa wiecznie.
Niech nie odchodzi zostawiając mnie znów samą.
"Nie bój się malutka jestem tu"
Lecz czyj to głos?
"Nie bój się jestem tu."
Skoro jesteś to zostań. Zostań na zawsze.
"Nie mogę"
Czemu?
"Muszę iść dalej"
Ale ja Cię potrzeuję...
"Nie ty jedna"
Nie! Proszę...nie chcę znów być sama.
"Przecież nie jesteś. Masz mnie"
Ale ty odejdziesz.
"Ale nie na zawsze. Tylko na chwilkę. Na kilka miesięcy"
Za ile odejdziesz?
Za ile wrócisz?
"Jeszcze chwilkę zostanę. Przytule. Pocieszę i kiedy będę pewna, że jest lepiej - odejdę"
Kiedy odejdziesz?
"Za kilka miesięcy"
Myślisz, że będzie lepiej?
"Ja to wiem malutka"
Skąd ta pewność?
"Żyję tu nie rok nie dwa. Wiele widziałam. Wiele wiem. Lecz nie musisz się bać. Obiecuję, że wrócę"
Kiedy?...boję się czekać.
A jak nie wrócisz?
"Wrócę"
Obiecaj!
"Obiecuję"
Ile to potrwa?
"Niedużo. Rok może dwa. Lecz obiecaj i ty mi coś"
Co? Mów szybko!
"Obiecaj, że jak następnym razem się spotkamy zobaczę uśmiech niż słone łzy"
Obiecuje! Jednak teraz przytul mnie jeszcze na chwilkę. Na moment...
"Dobrze" *

Nie zauważyła kiedy opadła na ziemię, a na jej twarzy znów pojawił się smutek. Kiedy dziewczyna opuściła gabinet dyrektora jej opiekun domu poszedł za nią. W pewnym momencie zauważył, że dziewczyna wychodzi na śnieg. Chciał podejść do niej i nakazać by udała się do pokoju. Jednak kiedy zaczęła recytować, odpuścił. Dziewczyna czuła, że ktoś ją obserwuje, jednak nikogo nie dostrzegła. Wstała i udała się w stronę murów szkoły. W pewnym momencie usłyszała kota. Na początku myślała, że się przesłyszała, jednak z ciemnego rogu wyszła czarna, mała kulka futra z białą plamką na nosku. Ellen podeszła do maleństwa i wzięła go na ręce przytulając do siebie, aby znajda się trochę zagrzała.
- Hej malutki, co tutaj robisz? Gdzie jest twoja rodzina?
- Miału
- Nie masz? To tak jak ja.
- Miału
- Smutno ci? Wiem, co czujesz. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu. Nie mogę cię wziąć ze sobą do pokoju, ale cię ukryję - powiedziała dziewczyna, po czym wyjęta różdżkę i z suchych patyków wyczarowała mały przytulny i ciepły domek, po czym ukryła go w kącie - Jeśli ktoś cię zobaczy, nie będzie dobrze. Po kolacji zawsze coś ci przyniosę. Dobrze?
- Miału
Dziewczyna włożyła kotka do domku, a sama udała się do pokoju. Tej nocy nie spała.

~~~~~~
* wiersz mojego autorstwa - jest to "rozmowa" śniegu z Ellen, a raczej monolog wymyślony przez nią xD

poniedziałek, 22 czerwca 2015

The new situation - EPILOG

O ja nie mogę...w końcu dostałam się do neta ^^
Ekhem...z góry przepraszam za niedodawanie nic z opowiadania TMNT , ale  wszystkie początkowe szkice itp są na koputerze, a komputer w domu. Ja natomiast postanowiłam udać się do szpitala w celu badań kontrolnych :/
Ostatnio czytałam różne opowiadania związane z Harrym Potter'em i ostatnio przypadł mi do gustu Snape x Hermiona. Niby nic takiego zakazany romans, chłodny drań i niewinna kujonka, stary cap i młoda...z resztą mniejsza. Wszystko było w tych opowiadaniach okej z wyjątkiem  jednego ważnego aspektu: za każdym razem jak czytam rózne opowiadania Ron albo nie żyje albo jest świnią. Wkurzyło mnie to trochę ...no dobra trochę bardzo aż do tego stopnia, że zaczęłam pisać własne opowiadanie. Jest jednak mały problem-skąd wiąść 2Hermiony Granger? Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie jak Mionka będzie mieć młodsze rodzeństwo (Xawier i Ellen). Bliźniacy jednak list do Szkoły Magii i Czarów dostaje Ellen. Co się stanie z jej rodziną? Jakie sekrety będzie mieć Ellen z dzieciństwa? Co z tym wszystkim ma wspólnego jej brat i co takiego ukrywa przed nią? W jakie będzie związana intrygi? Wszystko w swoim czasie...św. Trójca (gdzie Harry i Ron mają 15 lat a Hermiona 16lat , ponieważ poszła rok później ze wzg,ędu na "regulamin") , Ellen jak jej starsza siostra też idzie rok poźniej niż inni. Kiedy Ellen uczęszcza do szkoły Snape ma 30 lat. Jak młoda Ellen wpłynie na jego życie? Jak w to wszystko zamieszany jest dyrektor szkoły? Jakie prawdziwe zadanie ma do odegrania Ellen w tym całym "związku'' ze Snapem kilka lat później? Wszystko już niedługo ^^

środa, 15 kwietnia 2015

TMNT - cz.5

Sorki, że tak późno, ale jeżdżę teraz po szpitalach i nie zawsze jest dostęp do neta. No to zaczynamy :) dziś pobawię się z kolorami i jak bd nawet spox to bd szczęśliwa heh wg zauważyłam, że najlepiej pisze mi się jak mam migrenę xD
****
Kiedy przy pomocy Maksa wstałam  przez chwilę zakręciło mi się w głowie, ale po chwili przestało. Maks wyjął z szafki tabletki musujące i włożył mi jedną do buzi. Ja je nazywam "muszu-muszu", ponieważ  jest to napój energetyczny (energol) w tabletkach musujących. W smaku takie sobie, ale działają zajebiście. Mimo, że teraz z chęcią bym to wypluła to jutro znając moje zdolności zjem jedno całe opakowanie w ciągu godz a dzień jest długi... Podczas ssania muszu-muszu czułam jak każdy mój ruch jest obserwowany. Postanowiłam szybko pogryść tabletke i popiłam wodą. Odwróciłam się w ich kierunku
- Uratowaliście mi życie. Dziękuje
- To nic takiego
- Dla mnie to wiele znaczy. Jeżeli chcecie proszę zostańcie tu jak długo tylko chcecie. Chodź w taki sposób będę mogła się odwdzięczyć
- Z chęcią zostaniemy
- W takim razie oprowadzę was po budynku - najpierw zaczęłam od sali treningowej jedząc po drodze dwie muszu-muszu później pokazując laboratorium i jedząc kolejne muszu-muszu. Całe zwiedzanie wyglądało właśnie w ten sposób. Kiedy przeszliśmy do pokoi spytałam się kto jaki chce pokój. Na stanie mieliśmy jeden pokuj jedno os. oraz dwa pokoje dwu os. więc bracia uznali, że ich sensei weźmie jedynkę gdzie jest jedno os. pokój, Mikey i Raph wezmą piątkę a Doni i Leo 3. Po ustaleniu kto gdzie śpi udaliśmy się na stołówkę. Każdy zobaczył meni (czy menu nie wiem jak to się pisze a przy bólu głowy mi się nie chce sprawdzać;P -dop.aut.) i zamówił drobny posiłek, lekką przekąskę. Jedynie Mikey zamówił większość z karty i pomimo mojemu zdziwieniu zjadł wszystko. Niestety mój żołądek jest za bardzo naruszony aby nie wiadomo co jeść, więc postanowiłam zamówić sok pomarańczowy. Powiem szczerze, że pierwszy raz widziałam jak ktoś tyle je.
- Jeśli mogę spytać to kogo szukacie?
- Pewnej dziewczyny. Ma na imię Cornelia i nie jest z tego świata
- Nie jest z tego świata? (jak mój ulubiony serial xD - dop.aut.)
- Tak na dodatek ma nadzwyczajne  moce
- Wow musi być niezwykła
- Oraz niezwykle niebezpieczna. Jeśli wrogowie znajdą ją przed nami to nie bd zbyt ciekawie. 
- Dlaczego?
- Jest to następca tronu na swojej planecie. Jej ojciec jest królem ale teraz strasznie choruje i jego życzeniem jest aby jego córka zasiadła na tronie niż jej brat.
- Ma brata?
- Niestety tak...
- Eeee niestety?
- Wiele lat temu jego syn prawowity następca tronu delikatnie mówiąc zbuntował się i zamiast czekać aż ojciec umrze eeee jednym słowem chciał mu w tym pomóc. Jednak zamiast tego sprawy się nieznacznie pokomplikowały a w tym samym czasie narodziła się Corni. Król w obawie, że brat zabije siostrę zesłał ją na Ziemię aby była bezpieczna i któregoś dnia zasiądzie na tronie.Dlatego dał nam ją pod ochronę jednak jej ojciec nie przewidział, że na Ziemi jest ktoś taki jak Shrreder, który jak tylko dowiedział się że Corni jest na Ziemi chciał posiąść jej moc. Dziecko daliśmy pod opiekę naszym przyjaciołom, którzy z nią uciekli.
- Czekaj czekaj. Nie mieliście z nią kontaktu?
- Bezpieczniej było jak nie utrzymywaliśmy kontaktu. Wiemy jedynie, że uciekli gdzieś tu. A teraz król zachorował i nie wiadomo czy z tego wyjdzie, więc  w najgorszym wypadku ona obejmuje władze aby nie zrobił to jej brat.
- Ona wie kim jest?
- Tego nie wiemy. Jeżeli jej nie znajdziemy tutaj w ciągu najbliższych kilku dni to możemy stracić nadzieję na jej znalezienie.
- Goni was czas.
- Najgorsze w tym w tym wszystkim jest to, że nie wpadliśmy na żaden trop.
- Działacie tylko w nocy prawda?
- No a jak inaczej?
- Chyba wiem jak wam mogę pomóc.
- Przecież możemy tu zostać do czasu...-nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Proszę cię. W takim tępie gdzie noc jest krótka to szybko jej nie znajdziecie.
- Wiemy.. :(
- Jak już zauważyliście jest tu sporo mutantów i myślicie, że każdy siedzi tu 24/7? Maks wynalazł "zmiki" to taki hymm guzik, który przyczepia się do czoła i to jaką macie osobowość przybiera wizualny kształt człowieka. Bardzo przydatna rzecz. 
- Wow niesamowite...
- Dzięki temu będziemy mogli przemieszczać się po mieście za dnia i nikt nas nie rozpozna?
- Właśnie tak
- Ok my o naszym celu powiedzieliśmy. Teraz ty powiedz coś o sobie
- Hymmm coś o sobie? ... No dobra, więc moja historia nie zaczyna się ciekawie. Kiedy miałam 8 lat moja mama zachorowała na raka,  a dwa lata później zmarła. W dniu jej śmierci dowiedziałam się że ojciec zdradzał ją odkąd zachorowała. Tego dnia go znienawidziłam. Zabawne....kiedyś wracałam z mamą obok tych hangarów. Mówiła mi że szkoda takich hangarów i że któregoś dnia zrobię z nich miejsce gdzie będzie miłość i zaufanie. Pewnie już wtedy wiedziała o zdradzie. Po powrocie z pogrzebu ostro ścięłam się z ojcem i uciekałam z domu. Nie wiem czemu ale uciekłam właśnie tu. Padał deszcz. Szukałam miejsca gdzie mogę się ogrzać. Jedne drzwi były otwarte. Weszłam tam, a na na środku siedziała młoda dziewczyna, w rękach trzymała niemowlę. Dziewczyna opowiedziała mi o sobie dlatego postanowiłam jej pomóc. Z czasem z lasu zaczęły wychodzić mutanty, a to miejsce zmieniało się z dnia na dzień. Więcej mutantów i to był moment kiedy zrozumiałam, że mutant to ktoś kto wygląda inaczej tylko ten kto ma okropny charakter. Tutaj mówienie, że ktoś jest mutantem to nic obraźliwego. Jesteśmy jacy jesteśmy i puki co tego nie zmienimy.
 

środa, 4 marca 2015

TMNT - cz.4

Witam witam dziś troche krótko bo miałam wenę piszę piszę i pod koniec wena gdzieś sobie poszła więc jest jak jest. Mogą pojawić się błedy ponieważ nadal korzystam z tabletaa  a  komp ''poważnie uszkodzony i damy znać jak już naprawimy'' srytututu majtki z drutu :P
Co powiecie abym przy dialogach używała kolorów? Powiem tak: mi bd się lepiej pisać niż co chwilę mówić kto co powiedział-bezwensu, więc takie rozwiązanie pewnie będzie prostrze. Num co jeszcze miałam?...a no tak każdy kolejny wpis jest tworzony jeden po drugim. Staram się pisać systematycznie, ale ta wena jest wredna i nie zawsze przychodzi w tedy kiedy tego chce np ostatnio pokawiła się na kwd (kartkówka-taki món skrót osobisty) z matmy masakra skupić się nie mogłam a i tak dostałam 3 heh powinnam udzielać korepetycji xD żarcik jestm beznadziejna w tłumaczeniu czegokolwiek :D
Powiem wam, że komentarze, które pojawiają się coraz częściej bardzo mnie motywują do dalszego pisania, więc zapraszam do komentowania i oceniania. Nie chcę dostawać samych pozytywnych opinii, ponieważ w tedy nie wiem co robię nie tak, ale to nie oznacza, że każdy komentarz ma być negatywny. Po prostu chcę wiedzieć na czym stoję - po prostu prawda i trochę otuchy. Chyba jestem za bardzo wymagająca. :( ajajaj dopiero teraz skumałam że tyle napisałam xD więc kończę to pisanie, a was zapraszam na przyjemne czytanie :)
*****

 Droga była kręta i nie przyjemna. Mimo smrodu wiedziałam, że nie mogę się poddać . Przed wydostaniem się ze ścieków dzieliła mnie drabinka na górę. Muszę iść bez względu na wszystko. Kiedy moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa oparłam się o ścianę, czułam zimny pot...miałam z 40°C (gorączka-dop.aut.) na dodatek ta rhnęłamana tsss boli jak cholera.  Kurwa ale mi dupe skopali :/ nie mogę być do niczego. Odepchnełam się od ściany i ruszyłam w str drabinek
- Jak długo mam czekać aż poprosisz o pomoc? - odezwał się Doni
- No a kto powiedział, że chcę pomocy? Jak widać jakoś sobie radze
- Właśnie widzię że jakoś - nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Doni wziął mnie na ręce.To było naprawdę przyjemne. Jego ręce były ciepłe, czułam się błogo...hymm to uczucie jest znajome , znajome i za razem bardzo bolesne. Zanim zdążyłam zauważyć wszyscy byliśmy na powieszchni
- No i gdzie ci ludzie, którzy mieli co pomuc? - Raph coś w niesmaku
- Hehe kto powiedział że to są ludzie? - wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem? Nie, to raczej było zaskoczenie.
- Widzę, że czułość, opiekę i walke o swoje masz po rodzicach - powiedział ich sensei
- Tylko po mamie
Po mniej niż sekundzie przyjechała ekipa ratunkowa.
- S20 miło Was widzieć
- Ciebie też siostro
- Uparli się że jadą z nami - ratownik spojrzał na nich i z powrotem na mnie
- Nie ma problemu
Ambulans był stary dwie składane prycze obok nich  na środku trzy krzesła. Mickey i Raph usiedli na jednej pryczy, ich sensei na miejscu pasażera, ratownik na środkowym krześle, Doni obok mojej głowy na drugim, a Leo na trzecim. S20 czyli S jak sanitariusze a 20 to liczba pojazdu.Kiedy leżałam na jednej z pryczy poczułam nagle, że tracę kontakt ze światem. Ratownik delikatnie podwinął moją koszule, a swoje macki położył na ranie oczyszczając ją i zapobiegając wdarciu się jakiejś bakterii (skomplikowane zadnie - dop.aut.) Hymmm to coś jak przemywanie rany wodą utlenioną ale to bardziej mrowi. Jego macki służą do wysysania różnych bakterii itp. Droga minęła szybko. Ambulans zatrzymał się przy wejściu.
- Trzeba zabrać ją do środka. Przy wejściu jest ochrona przez którą musicie przejść. Wystarczy że przytrzymacie rękę na sekundę. Jeśli jesteście czyści to was wpuści, jeśli nie spuści ze smyczy Ogara - te słowa ratownik skierował w str Doniego
- Ogara?- zapytał niepewnie Raph
- Dowiesz się jak wejdziesz, a teraz trzeba ją zabrać. Niestety, ale muszę was zowtawić. Powodzenia - po tych słowach Doni wziął mnie na ręce i stanął przed wielkimi metalowymi drzwiami. No cóż bądź co bądź to hangar, więc co się spodziewać? Dużo nie mminęło, ponieważ drzwi zostały otworzone. Mimo moich obaw wszyscy podali ręce, znaczy łapy, to znaczy kończyny, znaczy...ehh to co tam mają xD
- Połóżcie ją tutaj tak aby jej głowa była na moich kolanach a reszta ciała na ziemi. - Maks uklęknął a moja głowa znalazła sie  na jego kolanach. Zaraz po ułożeniu mnie w pozycji ''bezpiecznej''  przybiegła Sara.  Najpierw jakimś szybkim trafem pozbyła się bandaży, a na moją gołą rane polała zwykłą czystą destylowaną wodą, bo tylko takiej mogła używać do leczenia. Po kilku sekundach wchłaniania się tej wody do mnie rana znikała aż w końcu znikła. Jest ten no happy end i tak dalej ale coś nie dawało mi spokoju. Kiedy Sara zajmowała się raną, Maks pokazał mi jak żółwie walczą ze smokami i nie tylko. Czasem razem współpracują, ale tylko dla tego aby pozbyć się wspólnego wroga. Zaniepokoił mnie fakt, że z nich wszystkich Leo udziela się najbardziej w tym częstym ''współpracowaniu'' razem. Muszę być ostrożna.

wtorek, 17 lutego 2015

TMNT - cz.3

Taaa trochę mnie tu nie było za co pp zjebał bo inaczej tego się nie da nazwać nooo ale jest w 30% lepiej, bo dostałam tablet...żadna rewelacja BLOW 10' ale przy najmniej mogę dodać kolejny post TAK <3 ps. sory z góry za błedy czy innego rodzaju odskoki w tekście, ponieważ tablet mi się zacina i nie zawsze pisze tam gdzie tego chcę xD
*****
To miasto nocą jest niezwykłe. W życiu nie widziałem aby w większości domach światła były zgaszone o 23 wow - z moich rozmyśleń wyrwał mnie Mickey.
- Leo zobacz ktoś walczy z Purpurowymi Smokami. Czy to dziewczyna?
- Wychodzi na to, że tak  - odparłem chłodno
- Chodźmy jej pomóc
- Lepiej nie Doni, dopóki nie znajdziemy jakiegoś tropu sensei zabronił nam ujawniać się pamiętasz?
- Tak pamiętam, ale ona krwawi, a ja nie pozwole jej się wykrwawić - nim zdąrzyłem cokolwiek powiedzieć Doni był już na dole  westchnołem głęboko
- Ruszamy - powiedziałem mocno i wraz z moimi braćmi ruszyliśmy w stronę Doniego. - no dobra mondralo, co teraz?
- Musimy zabrać ją do kanałów, opatrzeć mogę ją na miejscu ale jej stan zdrowia jest krytyczny. Może nie przeży. Możliwe, że ma jeszcze tylko max. 2 godziny życia.
- Dobra zabieramy ją
- Leo czyś ty zgłupiał? Nie wiemy kim ona jest i czy nie zrobi nam krzywdy.
- Jak zawsze przesadzasz Raph
- Oczywiście jak zawsze ja...
- Żeby mogła nas zaatakować musiałaby nie mieć rany - oznajmił Doni robiąc opatrunek
- Po prostu mam złe przeczucia...i tyle-złe przeczucia tak? Coś mi się wydaje że nie tylko to
- Posłuchaj mnie też mi się to nie podoba, ale nie chcę aby zmarła ok? Doni weźmiesz ją a my będziemy Cię osłaniać
- Zgoda
- No świetnie...
- Przestań marudzić i chodź.
- No dobra już dobra idę.
Wszyscy szliśmy zwarcie i w miarę szybko. Po krótkim dystansie zeszliśmy do kanałów. No cóż ścieki jak ścieki xD Doni położył dziewczynę w pokoju Mickey.
- Co? Czemu do mojego pokoju?
- Nie marudź tyle. Nie chcesz spać ze mną? - odparł wesoło Raph
- No chcę ale ty chrapiesz -,-
- Nie marudź już - i złożył Raph na Mickey delikatny pocałunek
- Ej Romeo&Juliet idźcie się migdalić gdzie indziej-nie wytrzymałem
- Oooo pan poważny jest zły bo nie ma przy nim jego dziewczyny
- Nie, nie ma jej bo jest w ciąży i nie chcę jej narażać
- Wiem brat tylko się z tobą droczę ;)
- Echhh...może lepiej idźcie już a ja poszukam mistrza Splintera
- Okej - odparł Raph- no proszę proszę ktoś mi się tu zaczerwienił - chiał złożyć delikatny pocałunek swojemu ukochanemu jednak przed samymi ustami zatrzymał się i delikatnie uśmiechnął. Po chwili wziął go za rękę, pociągnął za sobą a po chwili znikli. Serio to strasznie uciążliwe. Doni cały czas jest przy dzieczynie i sprawdza jej stan zdrowia, zmienia opatrunki, zakochani poszli...poświntuszyć, że tak to nazwę, a ja..a ja nie mogę nigdzie znaleźć senseia. No cóż pójdę zrobić coś do jedzenia .
Kolejny dzień jest dość dziwny. Rano jak wstałem w kuchni spotkałem zakochanych. Nigdzie nie było śladu po Donim czy mistrzu. Po zjedzeniu śniadania udałem się sprawdzić co z dziewczyną. Kiedy otworzyłem drzwi Doni leżał na podłodze, a raczej na niej spał. Dawno nie widziałem aby kimś się tak zajmował. Nieee to nie możliwe czyżby...czyżby on się w niej zakochał? Zaraz zaraz zna ją tylko kilka godzin ale spodobała mu się. Nie mogę w to uwierzyć. Szkoda mi go. Jak ona się obudzi będzie przerażona. Pewnie go zrani już na samym początku. Kiedy się jej tak tera przyglądam mam wrażenie że znam ją skądś tyle, że nie mogę sobie przypomnieć gdzie i skąd. Ta znajoma twarz...gdzie ja ją widziałem? No trudo, może jak pomedytuje to coś mi będzie więcej świtać. Na koniec przykryję brata kocem. Podchodząc do niej zadałem pytanie w myślach-skąd ja cię znam? Zamkłem dzwi i udałem się do mniejszego pomieszczenia obok aby pomedytować. Kiedy je otwierałem moim oczom ukazał się sensei.
- Sensei gdzie byłeś martwiliśmy się
- Wybacz mi mój drogi synu, ale musiłem rozprostować te.moje stare kości i jak to powiedziała Karai złapać coś z sieci
- Coś z sieci...chodzi ci o sygnał?
- Ahhh jestem za stary na te nowoczesne zabawki
- Nie prawda tato
- Prawd mój drogi Leonardo, za kilka miesięcy zostanę dziadkiem. Ten czas za szybko leci jeszcze chwila i mogę umrzeć.
- Sensei nie mów tak  wszystko będzie dobrze
- Może masz i rację ale teraz musimy znaleść kogoś ważnego zanim zrobi to ktoś przed nami. Trafiliście na jakiś ślad, cokolwiek?
- Niestety nie, ale szukamy...
- Yhmmm rozumiem
- A tak poza tym co tam u Karai? Jak ciąża? Wszystko ok?
- Nie masz się czym martwić wszystko jest dobrze
- Mam nadzieję
- Spokojnie...a tak poza tym ktoś tu jest jescze, ktoś znajomy.
- Tak, bo wczoraj ....zaraz ty znasz tą osobę sensei?
- Tak ty też ją znasz
- Powiedz mi proszę kto to jest
- Za niedługo sam się dowiesz
- Dobrze sensei - kiedy powiedziałem co się stało wczorajszej nocy sensei stwierdził że dobrze zrobiłem. Jedno nie daje mi spokoju...kto to jest i co miał na myśli sensei. Nie nawidzę takich łamigłówek. Po medytacji poszedłem poćwiczyć. Doni zdążył się obudzić i cały czas zajmował się dziewczyną. Mickey odsypiał a Raph nawalał z całych sił w worek wypchany...chyba nie chce wiedzieć czym. Po treningu udałem się do Doniego, który opiekował się dziewczyną. Ledwo widział na oczy, jakoś udało mi się namówić go aby tej nocy nie spał na podłodze. Jutro z nim pogadam.
Kolejny dzień niby taki sam. Doni śpi zakochani w kuchni.
- Słuchajcie jest ważna sprawa, trzeba pogadać z Donim
- O czym?
- Za kilka dzni najprawdopodobnie wyjedziemy stąd, a co jeśli ona nie obudzi się do tego czasu?
- No racja, trzeba z nim pogadać
- No właśnie - nagle wszedł do kuchni Doni, oczy przymrużone, cały czas ziewa i...ledwo idzie. Jak zrobił jakoś sobię kawe i wypił kilka łyków powrócił do normalności i oczywiście udał się w ,każdemu znane miejsce. Poszliśmy za nim i staneliśmy przed drzwiami.
- Co jest? - zapytał głupkowato
- No jest to że musimy coś omówić
- Słucham
- Dobrze wiesz, że jak tu nic nie znajdziemy to będziemy musieli się przenieść?
- No wiem no i?
- No i to czy czy ona obudzi się do tego czasu, bo nie wiem co...
- Spokojnie obudzi się do tygodnia, ponieważ rana...- nie dokończył, bo drzwi otworzyły sięa przed nami stała mała istota.

środa, 21 stycznia 2015

TMNT - cz.2

Przepraszam, przepraszam, przepraszam...ze względu na dość sporo nauki związanymi z poprawkami nie miałam czasu nawet podrapać się po dupie -,- jak zdarzyło mi się chwila przerwy od razu myślałam o kolejnym rozdziale TMNT <3 nie wspomniałam że mogę pojawić się wątki BL (boys love) więc mówię teraz żeby nie było, że nie mówiłam :P  ZA-CZY-NA-MY xD
*****
Ocknęłam się na starym materacu. Słyszałam czyjeś głosy, ale dopiero powoli odzyskiwałam świadomość. Po chwili przypomniałam sobie o tym co się stało. Kiedy w minimalny sposób doszłam do siebie okazało się że jestem w czyimś pokoju. Różne figurki, plakaty dodawały temu miejscu coś czego nie da się opisać słowami. Kiedy próbowałam wstać poczułam niewyobrażalny ból. Wydusiłam z siebie ciche jęki - no tak jeden z nich dźgnął mnie nożem. Mimo bólu wstałam, podłoga była zimna i niezbyt przyjemna jednak doszłam do drzwi i je otworzyłam. Moim oczom ukazały się cztery żółwie. Nie mogłam się ruszyć. Po raz pierwszy bałam się, ponieważ byłam ranna i nie wiedziałam co się dzieje. Byłam cała skamieniała. Po chwili jeden z nich powiedział:
- Spokojnie jesteś bezpieczna. Nie bój się nas. Mam na imię Donatello, a to są moi bracia Mikelangelo, Leonardo i Raphael. Mów mi Don. - starałam zanalizować jego słowa lecz w tamtej chwili było to dość trudne.
- Jak nie chcesz zemdleć to lepiej się połóż - powiedział żółw w czerwonej opasce.
- Raph grzeczniej - odezwał się żółw w niebieskiej opasce.
Oczy nadal były duże ze strachu jednak wiedziałam, że muszę być silna. Bez słowa wróciłam na miejsce i usiadłam. Po kilku głębszych wdechach trochę się uspokoiłam i częściowo odzyskałam władzę nad ciałem.
- Jak się tu znalazłam?
- Byłaś nieprzytomna i ranna niestety, ale nie było z Tobą najlepiej dlatego przyprowadziliśmy cię tutaj - wyjaśnił Doni.
- Aha....dziękuję - mimo bólu wydobyłam łagodny uśmiech, który tak szybko jak się pojawił tak szybko znikł a ja sykłam z bólu.
- Lepiej będzie jak tu zostaniesz do czasu aż nie wyzdrowiejesz. Muszę mieć pewność, że wszystko z Tobą w porządku - powiedział czułym głosem Doni - Proszę to twoja torebka, lepiej poinformuj swoich opiekunów, że wszytko z Tobą w porządku.- muszę coś wymyślić. No tak przecież mogę zadzonić do Maksia żeby mu powiedzieć,że ... COOO? Z 2000 nieodebranych połączeń, z 1000 wiadomości. Jak nie od Maksia to od Sary.
- Jak długo już tu jestem? - spanikowałam
- No tak z ... 2 dni - dwa dni a on mówi to tak obojętnie.
- COoo? Dwa dni byłam nie przytomna? ssss - nie jest dobrze. Pewnie wysłali już ekipy poszukiwawcze. Kurwa jest do dupy a raczej ja jestem w czarnej dupie. Szybo wybrałam nr do Maksia. Tak jak myślałam nie musiałam długo czekać.
- Irma wszystko ok? Gdzie jesteś? Jak się czujesz? Co się dzieje? Jesteś ranna? .... - tak jak myślałam od razu setka pytań.
- Wszystko ze mną w porządku. No w pewnym sensie...
- Co jest? Gdzie jesteś zaraz wyślę tam ekipę poszukiwaczom.
- Maks uspokój się do cholery! Nie jestem małym dzieckiem.
- Wybacz
- Potrzebuję Sary... - prawie wysyczałam te słowa jednak po kilku głębokich wdechach było już lepiej.
- Gdzie jesteś? - czułam w jego głosie zdenerwowanie i bezradność. To moja wina.
- Nie wiem, zaczekaj chwilę.
- Ok...
- Jak daleko jest stąd do starego hangaru obok jeziora Chwały? (hahaha jezioro Chwały xD no co? nie miałam pomysłu xD - dop. autor.) - wszyscy z osłupieniem spoglądnęli na mnie.
- Chyba nie zamierzasz iść w takim stanie? To na końcu miasta.
- Jakie są współrzędne tego miejsca? - nie mogłam czekać. Musiałam jechać do Sary i to jak najszybciej.
- 20^E 50^N (nie znam się na współrzędnych - dop. autor.)
- Dzięki, jak się stad wydostać na powierzchnie?
- Nie dasz rady
- Ale muszę Sara to jedyna osoba która może mi pomóc i mnie wyleczyć. Nie jestem ślepa Doni ta rana jest za głęboka, a mój stan zdrowia się pogarsza, więc proszę pozwól mi iść. Jedno moje słowo a za mniej niż 5min zjawi się ekipa ratunkowa. Proszę...
- Dobrze pomogę, ale mam jeden warunek. Jadę z Tobą
- Dobrze...Maks jesteś tam?
- Jestem i czekam na rozkazy
- Dobrze, moje współrzędne to 20^E 50^N
- Zrozumiałem, wysyłam tam ekipę ratunkową najbliżej tego miejsca
- Przyjęłam ...ok już jadę
- Chodź pomogę ci - Doni podszedł i wziął mnie na ręce. Czułam się taka mała
- Doni chyba nie mówisz serio
- Mówię Leo jestem za nią odpowiedzialny
- Rozumiem...w takim razie jedziemy wszyscy
- No to chyba jakiś żart - Raph nie wyglądał na zadowolonego z tego wszystkiego miałam wrażenie, że zaraz podejdzie i mnie uderzy jednak tak się nie stało. Jedynie co zrobił to walnął pięścią w ścianę.
- Jak ci się coś nie podoba to zostać. Nikt nie każe ci jechać - warknął na niego Leo. Mam wrażenie że oni tak zawsze
- I dobrze nie jadę
- Moje dzieci nie kłóćcie się - kłótnię przerwał starszy męski głos - Raphael to nasz gość i mamy się nim zająć -  z kąta wyłoniła się mała postać szczura, musiał być już pewnie wiekowy. Przyglądną mi się uważnie w oczy po czym skierował wzrok na mój naszyjnik. Zamknął oczy i delikatnie się uśmiechnął - Traktujcie ją jako starego przyjaciela.
- Ymmm sensei...
- Nie teraz Leonardo później powiem, a teraz chodźmy.
- Też jedziesz? Super :D - z wielkim uśmiechem na twarzy powiedział ostatni z braci
- Tak Mikelangelo też jadę
- No to wszyscy wybieramy się na wycieczkę w nieznane. Pięknie...czy tylko mi tu coś nie pasuje? - grymasił Raph
- Jak na razie tylko ty marudzisz - odszczekał się Leo
- Nie kłóćcie się już tylko chodźmy
- Tak sensei... - powiedzieli obaj.