sobota, 24 października 2015

The new situtacion_3

Czemu ja? Dlaczego mnie to spotyka? No i po co? Bo głupcy walczą o 
czystą krew? Służą matołowi, którego każdy się boi? - takie myśli 
błądziły po umyśle Ellen. Wczoraj jej współlokatorki pojechały już do 
domu tak jak większość uczniów. Jedynie nieliczni zostali. Kiedy zegarek 
wybił 6 rano, młoda Grenger uznała, że i tak nie ma sensu dalej leżej, 
więc leniwie wstała. Otarła łzy, które ukradkiem bezwładnie leciały. 
Weszła pod cieplutką wodę. Bądź co bądź w szkolnych murach Hogwartu nie 
było zbyt ciepło. Po leniwych przygotowaniach udała się na śniadanie. Po 
wejściu do Wielkiej Sali zobaczyła swoją siostrę łkającą w gronie 
znajomych. Znała ich. Jeszcze jakiś czas temu zawsze gdzieś z nimi szła, a 
raczej Mionka zabierała ją oraz brata. Szli najczęściej na plac zabaw i 
tam ona z Xawierem się bawili, a oni rozmawiali, śmiali się. Kiedy teraz na 
nich popatrzyła to uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Widać było, że 
płakała. Mimo, że jest w Slytherinie usiadła przy stoliku swojej siostry. Wszyscy wiedzieli co się stało. Gdy Hermiona zobaczyła Ellen 
odwzajemniła uśmiech. Śniadanie minęło hymmm...powoli. Nikt się nie 
spieszył. Po skończonym śniadaniu św. Trójca wraz z Ellen i Ginny udała 
się na spacer. Poszli na ławki, które były obok szkoły.
- Mama kazała Wam przyjechać na święta. Powiedziała, że jak nie 
przyjdziecie to się obrazi - przyglądając się Hermionie z troską. 
Błagalny wzrok przeniósł na Ellen, która popatrzyła na siostrę i ze 
sztucznym uśmiechem popatrzyła na Rona kiwając twierdząco głową. 
Hermiona jak nigdy siedziała cicho wpatrzona w ziemię. Po chwili ciszy 
odezwał się Harry.
-  Z czego jesteście zagrożeni?
- Z eliksirów - powiedział Ron - no a wy?
- Z tego samego - wyrzucił jakby od niechcenia Harry.
- Gdybyście się przykładali tyle do nauki co do Quidditcha nie byłoby 
poprawek - odezwała się Ginny.
- Taka mądra jesteś, to powiedz z czego ty jesteś zagrożona? - 
spytał się Ron.
- Z niczego - oznajmiła triumfalnie Ginny.
- Ale to tak chyba jest, że dziewczyny lepiej uczą się od chłopaków 
- odezwała się nieśmiało Ellen.
- Nieprawda - oburzył się Ron.
- Ależ prawda kochany braciszku. Gdybyś mniej grał w magiczne szachy, 
a przykładał się do nauki moglibyśmy się kłócić, a tak to … sam 
rozumiesz.
- Wybaczcie, ale robi się zimno. Pójdę do pokoju - powiedziała nagle 
Mionka.
- No jest strasznie zimno, jeszcze będziesz chora - oznajmiła czule 
Ellen. Hermiona wstała i wyszła. Młodsza siostra patrzyła na oddalającą 
się sylwetkę siostry, po czym głośno westchnęła, a na twarzy pojawiło 
się zmartwienie.
- Ellen, mogę cię o coś zapytać? - spytał niepewnie Harry.
- Jasne - odpowiedziała Ellen.
- Otóż…no…no bo nie rozumiem. Kiedy patrzę na Mionkę mam 
wrażenie, że chcę się zabić, jednak ty wydajesz się być…nie tyle 
spokojna co opanowana. Wiem, co czujesz, ale nie rozumiem tego.
- HARRY! - wrzasnęła na niego Ginny, uderzając go łokciem. Młodej 
Ellen wydała się ta scenka zabawna i mimochodem się uśmiechnęła.
- Ałaaa.
- Szczerze, to sama nie wiem dlaczego. Znaczy wiedziałam, że oni umrą 
i starałam się być przygotowana na to, jednak to okazało się być trudne.
- Jak to wiedziałaś że tak się stanie?  - spytała niepewnie Ginny.
- Dobrze wiecie, że nasi rodzice są mugolami, a my zwykłymi szlamami i 
taka jest prawda. Mionka walczy i pomaga wam, więc jest narażona. Zawsze ją 
podziwiałam za odwagę, której nie mam. Chciałabym być tak samo odważna, 
co ona.
- Nie jesteście szlamami.
- Jesteśmy, Harry.
- A-ale skoro wiedziała, że jest takie ryzyko to po co …?
- Ponieważ zawsze chciała coś osiągnąć. Wierzy, że Sami-Wiecie-Kto 
przegra. Ona po prostu jak coś sobie wbije do głowy to jest to decyzja nie 
do odwołania. Ona potrzebuje was teraz. Was i waszej przyjaźni. Tak 
naprawdę ma tylko was.
- No a co z tobą? - spytał Ron
- Ja?. Eeee … hym ona myśli tylko o chwili obecnej. To, że nasi 
rodzice zginą to tylko była kwestia czasu, na którą starałam się 
przygotować, a ona już nie. Jeżeli mi się coś stanie, ma was, a ja dam 
sobie radę. - powiedziała patrząc na każdego - z resztą skoro od 
września w Slytherinie jakoś wytrzymuję, to musi być ze mną coś nie tak 
- mówiąc to uśmiechnęła się rozbawiona po czym reszta zrobiła to samo. 
Potrzebowała tego, śmiechu w najbliższym otoczeniu - Wiecie co, chyba też 
już pójdę, bo faktycznie jest zimno. Nie chcę być chora. Ginny, idziesz ze mną?
- Jasne - odparła najmłodsza Weasley.
- My zaraz też będziemy szli, bo chcemy pograć w Quidditcha . - 
powiedział Harry.
- W Quidditcha? Z kim? - spytała Ginny.
- Sami ze sobą - odpowiedział Ron.
- Wiecie, każdy ma swój sposób na odreaganie sytuacji, a ten jest nasz 
- powiedział Harry.
- Oni mają racje Ginny, lepiej chodźmy, bo zamarzam na kość - 
wtrąciła się Ellen.
- Okey - zgodziła się Ginny.
W drodze do zamku dziewczyny gadały o tym, dlaczego musi być tak zimno, 
że trzeba zrobić eliksir na rozgrzanie . Kiedy były już w szkole, Ellen 
skierowała się do lochów.
- Hej Ellen, może pójdziesz do nas. Będziesz blisko siostry. Co ty na 
to? - spytała nieśmiało Ginny.
- Wiesz...muszę się spakować. Myślałam, że te święta spędze u 
rodziców, więc niewiele bym wzięła do domu, jednak w takiej sytuacji 
muszę wziąć wszystko. Po za tym chciałabym cię prosić o zajęcie się 
moją siostrą. Wiem, jaka ona jest, ale jak będziesz obok niej i jakoś 
pokażesz, że może na Ciebie liczyć, to będzie inaczej. Wiesz jacy są 
Harry i Ron. Rozmawiają, jak nie o Quidditchu, to o szachach. Ona potrzebuje 
być w gronie dziewczyn. Potrzebuje przyjaciółki, na której będzie 
polegać. Siostra, a przyjaciółka to nie to samo. - wydusiła z siebie Ellen.
- Rozumiem. Zrobię wszystko, co mogę. - powiedziała Ginny.
- Dzięki. Lepiej pójdę się spakować. Widzimy się na obiedzie, co 
nie? - stwierdziła Ellen.
- Jasne, pa.
  Kiedy się pożegnały, Ellen wróciła do swojej komnaty i wyciągnęła 
spod łóżka duży futerał. Otworzyła go, przyłożyła do lewego ramienia, 
zamknęła oczy i zaczęła grać. Miała gorzki wyraz twarzy (tak jakby 
zjadła cos gorzkiego,niedobrego). Nie myślała o niczym. W tej chwili 
liczyła się dla niej melodia ze skrzypiec. Kazdy ruch smyczka robiła z 
wyczuciem oraz czułością, jakby robiła to ostatni raz w życiu. Każda 
nuda odbijała/przemieszczała/rozdźwięczała echem po pustym pokoju. 
Prawdę mówiąc odkąd przyjechała do Hogwartu nie miała czasu na grę. Teraz jednak oddała się temu, jakby nie liczyło się nic. Jakby nic innego nie istniało wokół 
niej. To więź, której nikt nie mógł przerwać. Pod koniec gry Ellen 
delikatnie otworzyła oczy. Popatrzyła się przed siebie i zrozumiała, że 
to wszystko było fikcją. Przynajmniej na chwilę oderwała się od ponurej 
rzeczywistości. Choć na chwilę zapomniała o przykrych wydarzeniach, o tym 
co się dzieje. Delikatny uśmiech wpełznął na jej twarz. Czuła się szczęśliwa, spokojna. Tak jakby gra na skrzypcach odpędzała złe emocje. Po skończonej grze usiadła na łóżko. Patrzyła się przed siebie. 
Schowała skrzypce spowrotem i zabrała się za pakowanie rzeczy. Żeby 
wszystko zebrać musiała poświęcić 2 godziny. Popatrzyła na zegarek i 
entuzjastycznie zaczęła się zastanawiać, co robić. Może pójść do 
siostry? Nieeee, to głupi pomysł. Może powinnam pochodzić po szkole? Nie 
chce mi się. Znała pewne miejsce. Nie raz Hermiona jej o nim opowiadała. 
Łazienka prefektów na trzecim piętrze....nie byłaby sama. Jęcząca Marta nie 
wydawała się być najlepszą osobą do towarzystwa, ale zawsze lepsze to, 
niż siedzieć samemu w pokoju. Z takim zamiarem Ellen udała się na trzecie 
piętro, a kiedy już tam była, weszła do ubikacji dziewcząt.
- Marta, jesteś tu?
- Łiiiiii, no proszę proszę kogo ja tu widzę? Słyszałam o tym, co 
się stało i bardzo mi przykro.
- Dzięki....słuchaj mogę się o coś zapytać?
- Jasne co jest?
- Marto...czym dla Ciebie jest śmierć?
- Śmierć? Skąd mam wiedzieć przecież nie żyję.
- No właśnie...jak to jest nie żyć?
- A co chcesz wiedzieć, jak to jest, bo jak się zabijesz to będziesz 
gotowa? 
- Tak, coś w tym stylu, ale na razie nie chcę się zabić. Na razie.
- Jak chcesz...jednak kiedy stwierdzisz, że wolisz się zabić, to mam 
tu kilka kabin wolnych, jeśli byś chciała. Samej jest mi tu samotnie. 
Rzadko kiedy ktoś mnie odwiedza...
- Dzięki za propozycję.....Marto?
- Tak?
-  Skoro jest ci tu źle samej, to czemu stąd nie wyjdziesz? Przecież 
bazyliszek nie żyje, to po pierwsze, a po drugie nie jesteś tutaj więźniem.
- Może i nie jestem więźniem, ale lubię samotność.
- To dlaczego narzekasz, że ci źle?
- No bo...ja....
- Czego się boisz?
- Niczego się nie boję!
- To czemu nie chcesz wyjść?
- Bo ...no bo...ja...ja kiedyś zaufałam pewnej dziewczynie, która tu 
przychodziła. Kiedyś namówiła mnie żebym wyszła z tej toalety i 
poszłam. Dzieciaki śmiały się ze mnie, że jestem tą idiotką, co dała 
się zabić, a z niej, że zadaje się z kimś takim jak ja. Koniec końców 
wyszło na to, że przestała przychodzić.
- Coooo? Jak ona mogła?
- Takie życie. Ty też znikniesz. Jak nie z powodu towarzystwa, to 
prędzej czy później będziesz musiała skończyć szkołę.
- Hymmm, też racja....no cóż, skoro nie chcesz nigdzie iść to 
posiedzimy tu, okey?
- Okey...ale co będziemy robić?
- Wymyślimy coś....co dwie głowy to nie jedna.

sobota, 17 października 2015

The new situation_2

Severus siedział w swoich lochach pogrążając się z dnia na dzień. Nie spał, mało jadł. Wciąż widział zapłakane oczy swojej podopiecznej. To jego wina...mógł temu zapobiec - zdradzając się. Ale mógł ich uratować. Jednak ten stary drops wolał pozwolić na to, żeby zginęli rodzice tej małej. On nie tylko pozwolił aby oni zginęli. BA! On nawet kazał mu na to patrzeć i jeszcze ten tekst "Dobrze wiesz, że to dlatego, aby umocnić Twoją pozycje u Voldemorta" - stary dureń! To nie on musi chodzić na "herbatki" do Czarnego Pana, nie on po tych herbatkach obrywa coraz to gorszymi zaklęciami i wraca ledwo żywy do Hogwartu, nie on musi torturować i zabijać i to nie on wie, jak to jest później użalać się nad sobą. Nieeee ON ma od tego ludzi takich jak ja - Severusa Snape'a. Nawinie wytresowanego pieska, który zrobi wszystko, co właściciel rozkaże. Cholerny stary dureń. Niby wie co czuje, a tak naprawde nie obchodzę go ja, tylko to, co przekaże z tych spotkań. Nie potrafię zapomnieć ich min, jej miny, jej łez. Nie może zapomnieć tego smutku i bólu w tych oczach. Serce omal mu nie stanęło, kiedy zobaczył ją w cienkiej koszuli nocnej na podwórku pokrytym śniegiem myśląc, że próbuje popełnić samobójstwo. Chciał podejść i powiedzieć, żeby wracała, lecz wtedy zaczęła mówić. Nie mógł jej przerwać. To było zbyt piękne, a później...później zobaczyła kotka. Niby nic, ale on widział, jak się odrobinę uśmiecha, jakby zapomniała o tragedii, o której się dowiedziała. Przez ten ułamek sekundy widział, że jego podopieczna jest szczęśliwa. Był z tyłu, więc nie mogła go widzieć. Kiedy upewnił się, że dziewczyna jest już w swoim pokoju nie wiedząc, czemu poszedł w miejsce, gdzie przez chwilę widział jej zczęście.
- Mała zmora- powiedział lodowato i zabrał kotka ze sobą do lochów. Jednak, czy warto...Z resztą po cholerę mi taki sierściuch? No tak, sumienie. Jak Eileen będzie się nim zajmować, to może zapomni o przykrych wydarzeniach i dzięki temu choć po części zrekompensuję jej to. Tedy on będzie mógł patrzeć na nią, jak się uśmiecha i jest szczęśliwa... STOP! Zmień tory chłopie, bo zaczyna to pochodzić pod pedofilię. Jak to brzmi? Ona w jego komnatach podziwia kotka (co już
brzmi dwuznacznie) i tylko on będzie mieć prawo to widzieć.
-Zdecydowanie głupiejesz na stare lata -zndecydował Mistrz Eliksirów wlewając w siebie kolejną dawkę alkoholu.